O czeluści...

Jeśli zbyt długo patrzysz w czeluść, czeluść zaczyna patrzeć na ciebie. ~ Fryderyk Nietzsche

sobota, 31 października 2015

Debata #1

"Nieoczekiwany gość"

  Jeff siedział w mrocznym pokoju przy potężnym dębowym stole i składał papierowe samolociki. Miał ich już okazałą kolekcję tuż przed sobą. Nucił coś wesoło, ale niektóre nuty wskazywały na irytację. Mimo wszystko, dzielny uśmiechnięty, tylko składał kartki.
  Wreszcie żelazne, zardzewiałe przy ramie drzwi poruszyły się powolnie ze straszliwym skrzypieniem. W nich pojawiła się wysoka postać w garniturze i dwie niższe - zgarbiona i zakapturzona. Wtedy Jeff użył swojej artylerii lotniczej do zaatakowania przybyszy.
- Wy małe gnidy! - wykrzyknął oburzony. Trzy postacie zatrzymały się w milczeniu. - Czy wy na poważnie musicie się spóźniać?!
- A... O to chodzi... - bąknął zakapturzony. Miał głos nastolatka, nieco doroślejszy niż Jeffa.
- Daj sobie spokój dzieciaku - warknął chrapliwie zgrabiony. Ten miał niski głos, podchodził do basa.
- Philips, jesteś z nas najstarszy! Powinieneś dawać przykład, sam mi to mówiłeś! - oskarżył starszego. Wtedy wysoki w garniturze wystawił przed twarz zgarbionego kartkę. Na niej napisał: "On ma rację. Jesteś za nas odpowiedzialny, a mnie i tak się nie pod porządkują, więc wybacz."
- Dobra, dobra, już nie marudź. Będę lepiej się wywiązywał. Siadajcie - skwitował i zajął swoje miejsce. Reszta poszła w ślad za nim. - Zaczynamy od obecności. Jeff the Killer oczywiście jest. Slenderman również i Eyeless Jack... No zaczynamy. Kto chce pierwszy zabrać głos? - popatrzył po towarzyszach. - Lub napisać coś na kartce, wybacz mi Slendermanie... - skinął głową w akcie kultury. W odpowiedzi bez-twarzowy również się ukłonił.
- Freddy ma problem ze swoją pizzerią - odezwał się Jack. - Wiem, dość głupie, żeby to tutaj omawiać, ale myślę, że skoro to nasz przyjaciel to powinniśmy mu pomóc.
- Wiem, już się tym zająłem, ale dobrze, że się zainteresowałeś. - pochwalił Philips. - I przy okazji dodam, jak będziesz ty i Jeff chcieli, to możecie do niego iść coś zjeść. Zaprasza was na urodziny SpringTrapa.
- Yeah! - ucieszył się Killer.
- ... - Slendy wyciągną kartkę i ołówek, i jedną z macek napisał coś na niej. Podał ją Philipsowi, który odczytał ją na głos.
- "Ludzie rozpędzają się z budownictwem na terenach leśnych. Tak jak prosiłeś trzymałem dystans, ale zwierzęta zaczynają się obawiać o własne domy." - zastanowił się przez chwilę.
- Może poprosić Bloody Mary, aby trochę im po przeszkadzała? W końcu jest zjawą, może stać się niewidzialna. - zasugerował Jeff, kiwając się na krześle.
- To raczej nie rozwiąże problemu, ale może dać nam więcej czasu na dokładne rozeznanie w sprawie - zgodził się Jack.
- Owszem. Chociaż ludzie to płochliwe istoty, nigdy nic nie wiadomo. Jeśli interwencja Mary nie wystraszy ich dostatecznie - tu zwrócił się do garniturowego. - zezwalam Ci na interwencję bezpośrednią.
- Łuu, a wtedy będę mógł z nim być? - nakręcił się Jeff. - Chciałbym zobaczyć, jak zwiewają!
- Pomyślę o tym... - mrukną bez przekonania Philips. Zapał młodszego opadł. Eyeless wzdrygnął ramionami w geście kpiny.
- Co to miało znaczyć?! - wściekł się młodzik.
- Ale że co? - przechylił głowę w bok, udając niewiniątko Jack.
- Nie wywracaj mi tu oczami!
- Stary, ja nie mam oczu! - oburzył się zakapturzony. Między nimi pojawiła się karteczka z napisem: " A ja nie mam twarzy i się nie chwalę! Skończcie zachowywać się jak dzieci, bo nie będę was osłaniał przed Philipsem w razie potrzeby!!". Obaj usiedli i spuścili głowy.
- Przepraszamy... - szepnęli równocześnie.
- Ech... - westchnął najstarszy.
  Nagle rozległo się łomotanie w rurach przy suficie sali, aż w końcu wypadł z nich ktoś i wylądował na stole obradujących.
- Em... Kto to? - zapytał Jack.
- Auuu... - stęknęła ofiara wypadku. Dziewczęcy głos.
- Czyżby człowiek? - przeraził się Jeff.
- A czegoś się spodziewał? Krasnoludka? - jęknęła i podniosła się dziewczyna. - Jacyś cie wy mili...
- Skąd się tu wzięłaś? - Philips przybliżył swoją zmasakrowaną facjatę do siedzącej już nastolatki. Ta popatrzyła na niego. Chwilę nic nie mówiła i nie ruszała się. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Po chwili rozejrzała się. Popatrzyła na ścianę i westchnęła.
- Skoro dostałam się tutaj wlatując przez dziurę w drzewie, to raczej nie macie na sobie kostiumów Halloween'owych...
- Tylko nie piszcz i nie szastaj się. Nic ci złego nie zrobimy, tylko błagam... Nie karz nam się z tobą szarpać - stęknął Jack.
- Okay... To co tu robicie? Czy raczej, co to za miejsce? - rozsiadła się wygodnie na stole jakby nigdy nic.
- Ty... Się nie boisz? - spytał zdumiony Jeff. Rozdziawił gębę i wyglądał bardziej jak jakaś dziwna ryba, a nie psychopatyczny zabójca.
- Bać się? Was?! - wykrzyknął gość. - Jestem waszą fanką! Jeff the Killer, Slenderman, Eyeless Jack no i oczywiście Doctor Philips! Kurde, jesteście zarąbiści. I bez obrazy, ale zwłaszcza Slendy, tyle o tobie super gier powstało! - ta wypowiedź zamurowała zgromadzonych. Zebrali się w kącie sali.
- Co robimy? - spytał cicho Jeff.
- Ona tak z paniki czy na poważnie? - Odezwał się Eyeless.
- ... - Pomachał mackami Slendy.
- Ja nie wiem, dziwna jest ta dziewczyna skoro się nie boi. - chrapnął Philips.
- Ej, ja was słyszę... - szepnęła do nich nastolatka.
- Dobra, dobra... - machną ręką najmłodszy.
- Kurna fa! - wykrzyknęli równocześnie i odskoczyli. Tylko Slenderman podniósł się po prostu wyżej na swoich mackach.
- Hahaha! Przestraszyłam upiory! - zwinęła się ze śmiechu dziewczyna.
- Walnięta jesteś?! - wydarł się na nią Jeff.
- Może, ale ciebie i tak nie pobiję - poklepała go po głowie i wstała. - Toooo co ze mną zrobicie? - potwory popatrzyły po sobie.
- Wracamy do stołu - orzekł Philips. - Panienkę też zapraszamy. Pora rozpocząć nową debatę.

 /  /  /  /  /  /  /  /  /  /  /  /  /  /  //  /  /  //  /  / // //  /  /  /  /   /  /  /  //  /  /  //  /  / // //  /  /  /  / 

Hello!
Wreszcie jest pierwsze opowiadanie. Czekajcie cierpliwie na ciąg dalszy ;)
No i to chyba tyle, bo lecę na Marvela! Papa~!