O czeluści...

Jeśli zbyt długo patrzysz w czeluść, czeluść zaczyna patrzeć na ciebie. ~ Fryderyk Nietzsche

sobota, 9 kwietnia 2016

#2 FanFiction - Supernatural

"Squirrel & Moose"

Oto bohaterowie opowiadania - Sam, rogacz i Dean, gryzoń.

  Sam uważnie obserwował ruchy gałęzi w oczekiwaniu na brata. Wietrzyk wiał przyjemnie, słonko grzało i wokół panowała relaksująca cisza. Jedynie liście szumiały i gdzie nie gdzie ptaki śpiewały.
  W końcu w zieleni na górze pojawiła się znajoma kita. Po gałęziach zaczął zeskakiwać zwinnie Dean. Na koniec popisał się paroma fikołkami i złapał się poroża dużego brata.
- Co tam, Sammy? - zapytał i zeskoczył mu na ramię.
- Chyba mamy robotę - westchnął i szybko zwrócił się w stronę ich samochodu.
  Jak to jest możliwe, żeby obaj mogli jeździć w tm samym aucie? Otóż - powstały samochody z dwoma lub trzema rozmiarami mechanizmów do kierowania pojazdem. Jeden rozmiar jest przystosowany do maluchów pokroju Deana (lub nieco większych osobników, np. kotów, bobrów), drugie średnie dla psowatych i także trochę większych, a ostatni to rozmiar dla osobników pokroju Sama. Dodatkowo można zamówić mega duże pojazdy, lub mega małe. W wypadku ukochanej Impali wiewióra, ta ma tylko dwa rozmiary i to nieco podrasowane, ponieważ Sam przestał się mieścić w wozie.
- Dean, czy mógłbym przez jakiś czas ja po prowadzić? - zapytał nieco nieśmiało łoś.
- A to niby czemu? - zamachał energicznie ogonem starszy.
- Już nie raz słyszałem za plecami, jak się ze mnie nabijają, że jestem "kaloszem wiewiórki". Albo, że jak już wiewiór ma mnie w garści to nie łatwiej byłoby, gdyby mnie ujeżdżał, niż tracił pieniądze na paliwo. - wyznał z żalem. Dean przez chwilę machał głową na boki z zamkniętymi oczami.
- A spróbuj zarysować! I ja kontroluję radio! - wykrzyknął stanowczo. Sam uśmiechnął się i ruszył żywo do przodu.

***

  - FBI, agenci Padalecki i Ackles. - przedstawił siebie i brata wiewiór. Lisi funkcjonariusz prychnął pod nosem.
- Coś nie tak? - spytał z góry łoś. Wtedy rudzielec chrząknął nerwowo i poprawił kapelusz.
- Nie, nie nic... - uśmiechnął się niewinnie i wskazał duetowi drogę. Po oddaleniu się od wszystkich i wejściu na miejsce zbrodni, Dean wskoczył na biurko ofiary i poluzował krawat.
- Narzekasz, że z ciebie kpią. A ja to co? No? Wiewiór glina i już ubaw po pachy, a lis najbardziej szanowany... Sprawiedliwość kurde, jakiś zakłamany rudzielec będzie ze mnie szydził. - szybko zaczął przeglądać rzeczy na blacie, dokumenty, notatki, dzienniki i temu podobne.
- Nie bądź rasistą - powiedział bez szczególnych intencji brat. Wyciągnął czytnik fal i zaczął nim wyszukiwać śladów obecności duchów. - Duch to na pewno nie był, ale i tak to było do przewidzenia. - Stwierdził.
- Czemu? Ja mało co wiem o tej sprawie, całą drogę gadałem z Bobbym. Co tu zaszło? - spytała wiewiórka i stanęła na brzegu biurka. Zrobił wielkie pytające oczy, a Sam przez chwilę patrzył na niego bez wyrazu.
- Jeden - wyciągnął telefon i zrobił bratu zdjęcie. - Dwa: Ofiarą jest Guliber Goatz, koźli agent nieruchomości. Ślady walki... Co ciekawe nasza kózka nie złamała nogi, tylko straciła całą krew. Oczywiście to nie jest pierwsza taka ofiara. To już trzeci przypadek.
- Za to "jeden" masz po rogach dupku. To znaczy, że mamy tu wampiry? Świetnie... - mruknął zdenerwowany.
- Wątpię, one poruszają się w grupach, prawda? - zauważył Sam.
- Nom - zgodził się Dean. Usiadł, a jego ogon mimowolnie latał w obie strony.
- Powinieneś być modelem... - stwierdził łoś z podkówką z ust. Piorunujące spojrzenie wiewióra sprowadziło młodszego na ziemię. - A tutaj mamy do czynienia z pojedynczym napastnikiem, który wdarł się tutaj siłą. - wskazał staranowane okno biura. - Wampiry tak nie robią. Myślą logicznie, lubią bawić się swoimi ofiarami i zawsze działają grupami. To jest samotny napastnik, a poza tym ślady jego zębów różnią się od wampirzych.
- Okey... - Dean pomachał ręką, żeby Sam się do niego zbliżył. Kiedy łoś to zrobił, wiewiórka wskoczyła mu na poroże i skoczyła parę razy z jednego rogu na drugi.
- Au, co ty robisz? - spytał oburzony gigant, kiedy jego głowa przestała się trząść.
- Mówiłem, że masz po rogach za to zdjęcie. Dobra, idziemy. Poszperam trochę w jakiś legendach i podaniach. Pogadam z Bobbym. Ty spróbuj odkryć co łączy naszych denatów.
  Dean wcinał równo ciasto orzechowe i wesoło machał kitą. Włączył muzykę, która grała tak głośno, że maluch nie zauważył pojawienia się brata. Ten skorzystał z okazji i zamienił się na chwilę w fotografa. Zrobił kilka zdjęć i zanim straszy zdążył się na niego wściec, łoś uściskał gryzonia.
- Jesteś taki kochany! - wykrzyknął kiedy głaskał wiewióra po główce.
- Puszczaj mnie ty bydlaku! - pisnął słabo maluch. Sammy poluzował uścisk, a Dean ugryzł go w dłoń.
- Auuu... - znów zrobił nieszczęśliwą minę łosiek.
- Przestań mnie traktować jak swojego pluszaka czy dzieciaka! To ja jestem starszy, więc mi nie podskakuj! - sierść na ogonie stanęła mu dęba z nerwów. - Tak czy inaczej, chyba wiem z czym mamy do czynienia.
- No... - burknął smutno pod nosem.
- Chupacabra - powiedział Dean i pokazał tekst o stworze.
- Żartujesz? - nie dowierzał Sam.
- Chcesz w łeb? Nawet Bobby się zgadza z tą teorią, jest jak ta o aniołach. Jak dotąd były tylko pogłoski, a żaden łowca jej nie widział. Aczkolwiek potrafi zaatakować, jak widać. Problem z nią jest jeszcze taki, że atakuje tylko kozy, owce, cielaki, więc niech zgadnę pozostałe dwie ofiary też były przedstawicielami tych gatunków.
- Kozy... Wszyscy byli kozami... - westchnął łoś.
- No popatrz, tradycjonalista nam się trafił. Najgorsze jest to, że pomimo wielu teorii o jej zdolnościach i ogółem istnieniu, nigdzie nie ma informacji, jak z tym walczyć. Wszyscy naukowcy woleliby ją złapać i poddać badaniom. Poza tym uważa się nawet, że to Azorek UFO.
- Co? - Sam zrobił minę jakby dostał pstryczka w nos.
- Niektórzy twierdzą, że to może być piesek kosmitów. - spojrzał na brata kpiąco Dean. - Bobby jednak twierdzi, z czym się zgadzam, że w takim razie jest to raczej dziki drapieżca, a podziała na niego zwykła broń.
- No to... Uzbrajamy się i co dalej? Ten stwór jest raczej głupi, ale przez to strasznie nie przewidywalny, a na dodatek w tym mieście łatwo o posiłek. - westchnął ciężko rogacz i zabrał się do kompletowania rzeczy.


***

  Po pobraniu kolejnych wskazówek od poczciwego, ojcowskiego bobra Singera, bracia ruszyli na łowy. Wytypowali dwa najbardziej odpowiednie miejsca na oczywisty atak potwora. Dean schował się na drzewie i wszystko bacznie obserwował i miał odebrane połączenie do brata. Mieli się natychmiast powiadomić o pojawieniu się celu.
  Wtem Sam zobaczył ruch w krzakach. Nie był to wiatr, był zbyt gwałtowny i znaczący. Nagle w mgnieniu oka coś wyskoczyło z liści i pędem przypuściło szturm na domostwo kozich obywateli.
- Dean, jest tu! - krzyknął i zerwał się z samochodu. Wielkimi susami pokonywał dystans. Już ktoś wydał z siebie okrzyk przerażenia. Sam staranował drzwi i ujrzał paskudnego, jaszczurowatego stwora, który przyciskał ofiarę do podłogi. Zaciekawione czarne ślepia skupiły się na łosiu. Nozdrza poruszyły się impulsywnie. Sam był gotowy na przyjęcie cisu, gdy Chupacabra postanowiła rzucić się na szafkę.
- Łaa! - pisnął Dean, kiedy leciał na regał z książkami.
- Dean! - młodszy brat instynktownie nastawił poroża i ruszył taranem na przeciwnika. Łupnął tak mocno, że maszkaron rozbił ścianę głową i osunął się na meble ogłuszony. - Dean! Wszystko gra? Gdzie jesteś?!
- Debilu! Zabij bydlaka! - wykrzyknął spod kartki papieru, która leżała na nim jak kocyk.
- Jasne! Ale... - znowu zrobił Deanowi zdjęcie po czym pędem rzucił się do walki. Kiedy dwa giganty toczyły bój, wiewiór zajął się ewakuacją koziej rodzinki. Oczywiście mieli mnóstwo pytań, których Dean nie słuchał. Kiedy wrócił do młodszego brata, sceneria wskazywała na to co się działo. Gryzoń Zeskoczył na głowę brata, która leciała w tył od uderzenia potwora. Dean jednak wyskoczył i w powietrzu wycelował prosto w czoło jaszczura. Wystrzelił, pocisk świsną w powietrzu, a upiór wzdrygnął. Chwila spokoju, tylko Sam opadł na ziemię, ale szybko się poderwał, żeby złapać brata. W końcu okazało się, że Chupacabra to tylko mutant i nie trzeba wiele by ją zabić. Ta niewielka kula załatwiła sprawę i stwór zasnął na wieki.

***

  Sam i Dean jechali górską drogą. Po bokach drzewa, na niebie piękne kłębiaste chmury, a słońce lekko przygrzewało. Łoś był prze szczęśliwy, że mógł prowadzić auto. Natomiast martwiło go dłuższe milczenie brata. Dopiero kiedy na niego spojrzał, zrozumiał co tak zajmuje wiewióra.
- Grzebiesz w moim telefonie?! - ryknął czerwony i blady zarazem.
- Och, czyżbyś miał coś do ukrycia? - westchnął teatralnym tonem. - Na ten tutaj przykład, moje ZDJĘCIA?!
- Em... - zdenerwował się Sam. - Oddaj mój telefon... - wyciągnął rękę.
- Ty parszywy, zboczony dupku. Nawet w kąpieli mnie prześladowałeś? - pokazał przypadkowe ujęcie, na którym Dean strzepuje z siebie pianę. - Jesteśmy braćmi! A ty zrobiłeś sobie ze mnie... Nawet nie wiem jak to nazwać!
- Zostaw ten telefon! Mój interes, więc się odczep! - bronił się słabo Sam.
- Teraz też mój, skoro to ja jestem na tych zdjęciach! - najeżył się malec. - Ileś ty tego napstrykał? najłatwiej je usuć wraz z katalogiem...
- Ani się waż! - łoś energicznie depnął hamulec. Komóra poleciała w górę. Młodszy złapał ją, ale to zapoczątkowało bójkę z bratem.
  Nie rozłączny duet, jak zawsze w akcji i na trasie. Przygody ich kochają i dlatego nigdy nie opuszczą.

                                                               ◄ ♪ ►♫◄ ♪ ►
   Kocham SPN! >.<
 Oto moja wersja przygód braci w tym opowiadanku. Nie wiem, czemu wybrałam ich takie formy, może to przez tego arta u górze, totalnie mnie urzekł.
No ale dobra...
Liczę, że fanfik się podobał. Zapraszam do komentowania i miłej zabawy!
Naraska ;)