O czeluści...

Jeśli zbyt długo patrzysz w czeluść, czeluść zaczyna patrzeć na ciebie. ~ Fryderyk Nietzsche

poniedziałek, 21 listopada 2016

#3 FanFiction - Ansatsu Kyoushitsu

"Sześć z plusem"

   Kolejny dzień rozpoczął się piękną pogodą. Słońce grzało, niebo było czyste od wszelkich obłoków, dźwięki i zapachy miastowego życia wypełniały powietrze. Idealny start dla nowych przygód, a klasę 3E gimnazjum Kunugigaoki czekało ich sporo.
   Dwa tygodnie temu uczniowie z Klasy Zabójców wygrali prestiżowe zawody sportowe. Dzięki zdolnościom nabytym na nad przeciętnych treningach z Karasumą, olśnili sędziów, widzów i zszokowali pozostałych uczestników. Nagrodą za pierwsze miejsce była trzydniowa wycieczka na jedną z małych wysepek blisko Japonii. Zabójcy byli dumni z sukcesu, aż do następnego dnia, kiedy to ogłoszono, że kilkoro uczniów z klasy 3A również załapało się na taką nagrodę. Różnica polegała na tym, że oni zdobyli osiągi w nauce.
   Niestety asasyni musieli pilnować się jeszcze bardziej z próbami zabójstw, zwłaszcza, że Asano coś podejrzewa.
- Eeh... - przeciągnął się Sugino. - Cieszę się na myśl o wycieczce, ale wizja spędzenia jej z Asano i resztą Wielkiej Piątki jest jak drzazga w oku.
- Nie w sposób się z tobą nie zgodzić, Sugino... - uśmiechnął się nerwowo Nagisa.
   Obaj właśnie szli spotkać się z resztą klasy w ustalonym miejscu. Kiedy dotarli, poczekali na parę spóźnialskich i ponownie ruszyli w podróż. Dotarcie na wyspę zleciało im na grach w karty, opowiadaniu sobie kawałów i śmiesznych historii. Wszyscy świetnie się bawili. Wszyscy z wyjątkiem Terasaki Ryomy, który wylądował tuż obok "Wielkiej Piętki Mądrali". Przez to, że pomagał wszystkim w pakowaniu się do samolotu ostatnie wolne miejsce zostało obok Asano i Sakakibary. Wszyscy w milczeniu składali hołd jego cierpliwości i sile woli, jaką się wykazał podczas podróży. Gdy wreszcie, niczym chór anielski, z głośników wydobył się komunikat, że dotarli do celu podróży, Terasaka odetchnął.
- Jak tu pięknie - stwierdziła z zachwytem Kayano. Reszta nie mogła się z tym nie zgodzić. Długa, złocista plaża, której piach grzał w stopy. Błękitne morze dookoła i jego symfonia szumu przemieszanego z okrzykami mew. W oddali rozpościerał się las, z którego ulatywały przeróżne zapachy. Kwiaty, trawa, liście, a nawet pnie nadawały wiatru niebywały wyraz.
   Klasa E zaczęła od małego turnieju siatkówki. Chłopcy kontra dziewczyny. Niestety wspaniali uczniowie z klasy A nie pozwolili im się nacieszyć zbytnio. Co chwila im uprzykrzali życie wrednymi komentarzami lub demonstrując swoją "wyższość". Z kolei ci, którzy nie grali wcielali w życie tajne zabójstwa. Jak zwykle kompletne porażki, ale już wcześniej uznali, że wykorzystają maksimum z nich, by uzbierać jak najwięcej danych.
   Pod wieczór, kiedy słońce już zachodziło, zabójcy zostali zwołani przez Koro-sensei'a przed wejściem do jednej z jaskiń.
- Teeraz, moi mili! - zaczął donośnie. - Klasa A dostała nie lada wyzwanie! Poprosiłem Karasuma-sensei'a, by ten przekazał im arkusze niebywale ciężkich zadań i wyzwań naukowych do wykonania, więc nie będą nam przeszkadzać.
- Tylko w czym, Koro-sensei? - spytał Nagisa.
- Nurufufufufu! - zaśmiał się przebiegle, a jego głowę przy zdobiły zielone pasy. To oznacza, że ośmiorniczak kpi sobie z uczniów i uknuł coś niespodziewanego. Zapewne główne zadanie ma drugie dno. - Kochani! Oto staniecie do Testu Odwagi! - wykrzyknął, a uczniowie zaczęli domyślać się, czym jest to drugie dno.
- Chcesz nas swatać, tak? - spytał z politowaniem Sugino. Reszta synchronicznie pokręciła głowami.
- Nyuyaa?! To nie prawda! Jesteście zabójcami! Musicie być odważni i to bardzo! A połączenie was w pary chłopak-dziewczyna to tylko takie urozmaicenie i ułatwienie! - tu zrobił dzióbek z ust i odwrócił się od uczniów.
"Definitywnie ma ochotę na romanse wśród nas!" - pomyśleli równocześnie gimnazjaliści.
   Mimo to, trochę się ociągając, przystali na ten test. Podobierali się koleżeńsko, ale słowo "romans" kuło ich wszystkich w plecy jak sopel. W końcu ruszyli. Kayano i Nagisa byli pierwsi. Pierwsza z pułapek ich bardziej zaskoczyła, niż przestraszyła, zwłaszcza, że straszna nie była. To było głupie zachwianie gruntem, by mogli paść sobie w ramiona. Jednak Koro-sensei najwyraźniej zapomniał o ich nad przeciętnej koordynacji.  Im dalej przez jaskinie tym głupiej się uczniowie czuli. Kiedy nawet echo niosło czyjeś krzyki, to zaraz po tym rozlegał się śmiech.
- To było zabawne! - stwierdziła Kurahashi. Reszta tylko westchnęła i uśmiechnęła się do niej potakująco.
- Raany, Koro-sensei! - Hara poklepała nauczyciela po plecach. Opłakiwał swoją kompletną porażkę. - Powinieneś poprosić Hazamę-san o pomoc!
- Cóż, gdyby do tego doszło... - odezwała się tajemniczo rzeczona nastolatka. - Nie gwarantuję, że wyszlibyście z tego ze zdrowymi zmysłami. - uśmiechnęła się diabolicznie. Wszyscy cofnęli się od niej na dwa metry dla bezpieczeństwa.
   Wyczekiwali już tylko jednej pary. Terasaki z Kanzaki. Abstrakcyjne połączenie, jak wszyscy niemo stwierdzili. Sugino chodził jak po szkle i wyczekiwał widoku swojej ukochanej. Jasno było widać, że darzy ją wyjątkowo żarliwymi nadziejami. Słońce już w połowie chowało się za horyzontem, gdy z jaskini doleciał krzyk dziewczyny. Wszyscy stanęli jak wryci, bo to był okrzyk paniki, a dźwięki kroków wskazywał na to, że Kanzaki biegła co sił. Sugino krew się zagotowała, gdy pomyślał, że to Terasaka coś jej zrobił.
- Koro-sensei! Karasuma-sensei! - zawołała wypadając z jamy. Padła na ziemię i z przerażeniem w oczach wyszukiwała nauczycieli.
- Co się stało, Kanzaki-san? - Ośmiornica natychmiast zjawił się tuż obok niej i nakrył ją kocykiem plażowym.
- Te... Te... - dyszała głośnio. Łapczywie pochłaniała powietrze i starała uspokoić. Chłopcy, widząc klasową idolkę w takim stanie, byli gotowi zasypać wyjście z groty, tylko po to by ukarać Ryomę. - Terasakę coś porwało! - wszyscy zdębieli.
- Terasakę? A niby kto i po co? - uśmiechnęła się trochę lekceważąco Nakamura. Kanzaki spiorunowała ją wzrokiem.
- Nie kto, a co! To był jakiś potwór! - wykrzyknęła ze łzami w oczach. Jej słowa były niepokojąco szczere, była zbyt rozdygotana by kłamać. - Kiedy przechodziliśmy koło jeziorka, coś złapało mnie za nogę i próbowało wciągnąć pod wodę! Terasaka-kun pomógł mi się uwolnić i uderzył to coś. Wtedy, nie wiem już co się dokładnie stało... - wbiła puste spojrzenie w piach. - To było wielkie... Goniło mnie, a Terasaka-kun krzyczał i popychał mnie do ucieczki. Upuściłam latarkę, kiedy Terasaka... Wziął ją do ręki, za jego plecami pojawiło się... Jakieś... Monstrum! - wykrzyknęła z przejęciem. - Zobaczyłam tylko jak schwytało Terasakę i wciągnęło w głąb jaskini... - zapadło złowrogie milczenie. Karasuma miał bardzo przejęty wyraz twarzy. Sięgnął po komórkę i natychmiast wdał się z kimś w rozmowę. Chwilę to trwało, ale i tak nie miał dobrych wici.
- Niestety, moi przełożeni mówią, że ze względu na niewtajemniczoną klasę A, nie wzywali wam do pomocy zawodowców. To musi być ktoś z poza naszycej kontroli. - kucną przed Kanzaki. - Jak wyglądał napastnik. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale muszę wiedzieć z kim mam walczyć.
- To nie mógł być człowiek... - ponownie wstrząsające wspomnienia zawładnęły umysłem dziewczyny. Zachowywała się jak w transie. - W jednej chwili sięgała mi do pasa, a zaraz mierzyła dwa metry wysokości. Miała strasznie długie włosy, jakby były jej ubraniami...  Jej ciało śmierdziało zgnilizną... Miała dziwnie osadzone oczy i nienaturalnie szerokie usta...
- "Miała"? To była kobieta? - spytał Karasuma. Bardzo nie podobał mu się opis porywaczki, obawiał się najgorszego.
- Tak... Czy raczej dziewczyna... - zmarszczyła brwi i syknęła z bólu.
- Kanzaki-san! Twoja noga! - wszyscy z przerażeniem patrzyli na oparzenie na łydce dziewczyny. Rana miała kształt szponiastej dłoni.
- Jasna cholera... - nauczyciel polecił Irinie wezwać pomoc medyczną, a sam owiną zranioną kończynę uczennicy i położył ją na piasku. - Odpocznij, ja natychmiast wyruszam na poszukiwania. Nie wiadomo, co to za napastnik, więc... - tutaj urwał. Z głębi jaskini widać było głowę. Szkaradnie oszpeconą głowę dziewczyny, która uśmiechała się szyderczo. Tak jak według opisu Kanzaki, miała długie, zmierzwione szaleńczo włosy. Jej usta były nad wyraz szerokie, a zęby zielonkawe. Jedno oko zdawało się być na miejscy, ale drugie było osadzone na ukos niżej. Skóra upiornej dziewczyny wyglądała jak u martwej.
- Ka... Karasuma-sensei... - wydukała Kurahashi, której oczy oszkliły się łzami. Dorosły sam nie potrafił zareagować. Miał wrażenie, że nawiązał kontakt wzrokowy z prawdziwym upiorem, zjawą z koszmarów.
- Coś ty za jedna?! - zawołał wreszcie. Brak reakcji. - Ostrzegam, nie pogrywaj ze mną! - w odpowiedzi, dziewczyna zaczęła się do nich zbliżać. Karasuma błyskawicznie wymierzył w nią broń. Ta nie zwolniła, tylko dalej posuwała się naprzód. Jej sposób poruszania się był nieludzki, zupełnie jakby pzła. W końcu wyłoniła się z cienia, a jej cielsko napawało grozą. Sięgała około czterech metrów wysokości, czarne, brudne włosy zakrywały ją jak płaszcz. Z przeróżnych miejscy wyłaniały się ręce, ale nie nogi. Wszyscy już wiedzieli, że to był prawdziwy potwór. nieludzka istota.
- Ka... - znów, któryś z uczniów, chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.
- Uciekać! - wykrzyknął Karasuma i wszyscy zerwali się do ucieczki. Upiór jednak nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Rzucił się za nimi. Niczym wąż, pzała po ziemi z zawrotną prędkością, co rusz uderzając w ofiary. Wtedy po raz pierwszy z jej gardła wyleciał jakiś dźwięk. Było to maniakalny śmiech.
   Kanzaki była całkowicie bezbronna. Rana zaczęła ją jeszcze bardziej boleć, prawie mdlała. To wtedy maszkaron zamierzał przypuścić na nią ostateczny atak. Wtedy jednak ktoś cisnął w potwora koktajlem mołotowa. Powietrze przeszył przeraźliwy wrzask. Kanzaki rozglądała się nerwowo, w poszukiwaniu swojego wybawcy. Wtedy u wyjścia z jaskini dostrzegła Terasakę. Był brudny od błota, poobijany i poparzony w podobny sposób do niej samej. Do tego, jego szyję zdobiły nacięcia jakby, toś próbował go udusić żyłkami.
- Ty wiedźmo! - krzyknął przez zakrwawione, posiniaczone gardło. - Czyżbyś coś zgubiła? - wyciągnął w górę paskudną kukłę, której konstrukcja opierała się na ludzkiej kości. Maszkara z równie przeraźliwm wrzaskiem co wcześniej, rzuciła się na niego. Chłopak podpalił kość, a wraz z nią w ogniu stanęła zjawa. Wiła się, krzyczała w niebo głosy, aż w końcu padła zamieniając się w pył. Terasaka zdyszany osunął się na ziemię i zemdlał, mac w głowie obraz biegnących w jego stronę przyjaciół.

***

   Terasaka obudził się w szpitalnym pokoju. Czuł przeszywający ból na całym ciele. Pokręcił się niespokojnie, przypomniawszy sobie, dlaczego trafił w to miejsce. Prawie krzyknął ze strachu, myśląc, że ma przedśmiertny koszmar, ale miękka dłoń Kanzaki na jego czole go uspokoiła.
- Wszystko w porządku. - zapewniła z ciepłym uśmiechem na ustach. - Jesteśmy w miastowym szpitalu. Przewieziono nas od razu po ataku.
- Do... - zakaszlał. Jego kark i gardło ucierpiały chyba najbardziej.
- Nie możesz mówić przez jakiś czas. Tak samo z noszeniem kołnierza. Obrażenia nie są poważne, ale są liczne. - wyjaśniła i pogłaskała chłopaka po włosach. Ten się lekko zarumienił. Nie był wstanie się ruszać, a sytuacja bardzo go krępowała. Kiedy drzwi od pokoju się otworzyły, Kanzaki zabrała rękę.
- Terasaka! - ucieszyli się przyjaciele nastolatka. Zebrali się przy jego łóżku i zaczęli opowiadać mu o zamieszaniu jakie wynikło z powodu wypadku. Radość wyciekała im aż uszami, bo w rezultacie stracili resztę dni na wyspie, ale przynajmniej mieli wycieczkę rządowymi helikopterami, a uczniowie z klasy A przeziębili się przez napięty grafik. Tak byli przejęci swoimi zadaniami, że zlekceważyli zagrożenie długotrwałego przemoczenia czy biegania w nocy w krótkich spodenkach i koszulkach. Kiedy adrenalina ich opuściła, wszyscy dostali gorączki. Ryoma żałował, że nie może zaśmiać się na całe gardło.
   Dwa dni później pozwolono mu wrócić do domu. Przed szpitalem czekała na niego cała Klasa E. Ucieszony z towarzystwa po prostu do nich podszedł, ale oni stali i patrzyli z wyczekiwaniem na Koro-sensei'a. Ten zdziwiony, zwrócił się do ośmiorniczaka pytająco.
- Terasaka-kun - zaczął tonem rodzica chwalącego swoje dziecko. - Na wyspie spotkało cię nie lada niebezpieczeństwo. Mimo, że byłeś ranny od chwili uprowadzenia, byłeś w stanie wydostać się z więzienia i na dodatek odkryć słabość przeciwnika. Nie można zapomnieć też o tym, że Kanzaki-san żyje tylko dzięki twojej interwencji. Dlatego, też, jednogłośnie z całą klasą chcemy cię uhonorować... - tu wyciągnął zza pleców prostokątne pudełko z okienkiem. W środku był złoty, połyskujący medal na czerwonej wstędze. - ...medalem bohatera na szóstkę! - Terasaka zapomniał o zakazie korzystania z gardła i zaśmiał się. Po chwili znów dopadł go kaszel, ale radość nie znikła. Z dumą przyjął medal i w towarzystwie dwóch najlepszych przyjaciół pomaszerował do domu.
   Spokoju mu nie dawało tylko dziwne uczucie. Uczucie, że jedna para oczu zmieniła sposób patrzenia na niego.

 / / / /   / // //   /  / // /   //       // / / / // //// /// /   ///        //// / / / // //   ///   /// /   /   // //   ////   //

Siemaneczko mordeczki!
Cóż mogę rzec? Co obiecane, musi być dane, a więc macie! Fanfik z ukochanymi zabójcami w świecie anime. Liczę, że się podobało. Jeśli odpowiadają Wam fanfiki z bohaterami tej serii bądź innych i chcecie, więcej, to po prostu dajcie znać w komentarzach. Jeśli nie, ja sama coś wykombinuję.
To tyle, kończę i zabieram się za inne blogi.
 Papa!

środa, 22 czerwca 2016

Debata #2

  Slenderman zrezygnował ze swojego miejsca na rzecz gościa. Przez dłuższą chwilę, dziewczyna siedziała w milczeniu z lekkim uśmiechem na twarzy. Czekała aż reszta zabierze głos.
- Dobrze... - w końcu przemówił Philips. - Zacznijmy od formalnego pytania. Jak ci na imię drogie dziewczę?
- Jestem Talia. Talia McStone - przedstawiła się.
- Dobrze, zatem Talio, jak trafiłaś do rur? Mówiłaś coś o dziurze w drzewie - przyjrzał się uważniej nastolatce.
- No więc tak... - poprawiła się w siedzeniu i zebrała myśli. - Ogólnie to mój tata wykupił duży teren ziemi nad waszymi głowami. Chce tutaj stworzyć uzdrowisko dla ludzi i zwierząt, które będzie połączone z uniwersytetami medycznymi. Czy to, że ostatnio nasi pracownicy widzieli zjawy, to wasza robota? - uśmiechnęła się znacząco.
- "Tak. Co prawda dopiero rozważaliśmy nastraszenie pracowników, ale najwidoczniej niektórzy z naszych przyjaciół trochę się niecierpliwili." - napisał szybko Slenderman.
- Acham, ale czemu? Co wam tak przeszkadzają budowy? - spytała Talia.
- Wasze działania są bardzo radykalne i sieją spustoszenie. Zwierzęta się denerwują, bo tracą domy - wytłumaczył Jack.
- Ale tata wybrał ten teren specjalnie. On nie nadaje się do niczego innego jak do budowy. I tak ogranicza wycinkę drzew do minimum. - stwierdziła szczerze dziewczyna. Zapadło chwilowe milczenie.
- Na jakiej podstawie tak sądzicie? - spytał Philips.
- Na takiej, że trzy miesiące temu był tutaj wielki karambol ciężarówek z nielegalnym transportem okropnych chemikalii. Nie widać tego dokładnie, ale wzrósł poziom zatrucia wśród zwierząt i roślin. Sporo biedaków ciężko zachorowało. Tata kupił ten teren i już postawił mały budynek szpitalny dla zwierząt, które albo tam leczą, albo wysyłają do innych placówek badawczych. Mój tatuś wychowywał się w miasteczku leśnym i bardzo kocha przyrodę. Nie musicie się martwić, kiedy postawimy uzdrowisko, zaprosimy ludzi i studentów, będziemy walczyć z infekcją ziemi. - zapewniła. - Tak w ogóle to nie samowite, że macie takie dobre serca. Chcecie chronić niewinne zwierzątka i las przed zniszczeniem.
- Nie oceniaj książki po okładce, koleżanko. - pstryknął palcami Jeff.
- To wspaniałe, co powiedziałaś. Uwierzymy ci na słowo. Jednak wracając do tematu głównego... - zwrócił się do niej Doktor.
- No tak, przepraszam. - oblizała zaschnięte usta. - Spacerowałam sobie i szukałam fajnego drzewa na mój domek. Niestety, nie obraźcie się i przeproście ode mnie zwierzęta, ale jedno drzewo chcę poświęcić mojemu domku na drzewie.
- Aaa i w jednym z nich, niech zgadnę była dziura albo coś co przypominało wielką norę? - spytał Jack.
- Między korzeniami, coś dokładnie jak wielka nora - przyznała Talia.
- To faktycznie możliwe i w sumie pewne - westchnął Eyeless. - Ostatnie ulewy trochę powypłukiwały ziemię w niektórych miejscach.
- Chyba mnie nie ubijecie za to, że was odkryłam, co? - spytała nieco niepewnie dziewczyna.
- Oczywiście, że nie.  - zapewnił chrapliwe Philips. - Jeśli jednak pragniesz zachować swoje wspomnienia o nas, musisz przysiąc wierność oraz, że zachowasz nasze istnienie w sekrecie.
- Spoko, nikomu nie wygadam! - położyła jedną dłoń na sercu.
- Dobra, to mamy koleżankę! - ucieszył się Jeff. - To może, żeby mogła do nas wpadać, zabezpieczymy to drzewo z norą i na nim postawi się jej domek?
- Jeśli drzewo to wytrzyma, to jak najbardziej się zgadzam z tym pomysłem. - pokiwał głową Doktor.
- Będę mogła was odwiedzać? Ale super! - ucieszyła się Talia. - Tylko jak ja mam się stąd wydostawać?
- Pokażę ci zaraz wyjście. Czuję, że masz szczere zamiary, więc ci ufam. - oznajmił najstarszy upiór.
- Rozumiem, a chcecie coś w zamian za to, że wam się zwaliłam na głowy? - spytała.
- Możemy ją wcielić do naszej Rady. - zaproponował Jack. - Będzie naszym łącznikiem ze światem ludzi.
- "Jestem za" - pomachał kartką przed oczami zgromadzonych.
- Ja również, a zatem, nawet jeśli Jeff się nie zgadza, to już jego problem. - sapnął Doktor.
- Żartujesz? To super! Wreszcie jakaś dziewczyna na sali - skrzyżował ręce za głową i oparł się wygodniej w siedzeniu.
- Dobrze, więc witamy cię Talio McStone w Radzie Równowagi. - zaczął wzniośle Philips i podniósł się z siedzenia. W ślad za nim, to samo uczynili pozostali. - Na jutro w południe przyszykuję dla ciebie specjalne słowa przysięgi, jaką każdy z nas się związuje. Jesteś człowiekiem, więc muszę uwzględnić kilka faktów, ale nie bój się. Dostosuję ją tak by nie uwłaczała twojej osobie.
- O kurczę, ale super! - wykrzyknęła nastolatka. - A czym się zajmujecie w tej Radzie?
- "Utrzymywaniem równowagi między światem twoim, a naszym" -  napisał jej na kartce Slendy.
- Innymi słowy - tłumaczył Jack. - Kiedy dowiadujemy się o skrajnych szaleństwach duchów, demonów i innych naszych kolegów, to debatujemy nad podjęciem najlepszej decyzji.
- Owszem, jesteśmy maszkarami z ludzkiej wyobraźni, ale przebudziło się u nas człowiecze współczucie. - pomachał palcami Jeff. - Mamy świadomość, że nasza przeszłość nie pozwala nam na oczyszczenie się ze zła, ale działamy teraz na korzyść słabszych w taki sposób jaki umiemy. 
- Tylko zwalczając nadmiar nieprzyjaciół tutaj, możemy choć trochę odpokutować, jak niesłusznie zaprzedaliśmy dusze złu i koszmarowi - wyznał Philips.
- Przykładowo, kiedy ktoś jest opętany, ale tego nie wie, to wzmacniamy objawy tego albo robimy sztuczne wyraźne, żeby szybciej wezwano egzorcystę, by uratować nieszczęśnika. - powiedział od niechcenia Jeff.
- A gdybyście nagle przestali to robić i wszystko działo się tak... Samodzielnie, to co by się stało? - zaciekawiła się.
- "OKROPIEŃSTWO" - napisał Slenderman.
- Dokładnie - zgodził się przewodniczący obrady. - Widzisz, to miejsce (gdzie się znajdujemy) graniczy ze świtem ludzi i Piekłem. Kiedy otworzę drzwi - wskazał na potężne drzwi, którymi weszli wcześniej. - zobaczysz klatkę schodową. Zwykłe schody, ale to bardzo ważne byś zawsze brnęła w górę. W dół zapuszczać się możemy tylko my, ponieważ tam jest niepozornie wyglądająca brama do Piekła. Rychłe drzwiczki, które łatwo otworzyć, ale zamknąć... To nie lada wyczyn. Trzymaj się od nich z dala, gdyż dopadną cię siły, których nawet my możemy nie pokonać.
- Właśnie złociutka, będziesz w Radzie, ale nie masz żadnych mocy, więc bardzo ryzykujesz przesiadując z nami. - wwiercił się w dziewczynę spojrzeniem Jeff. - Ślicznie pachniesz, jak klasyczna ofiara. Oj, zapewne już nie jeden się tam na dole ustawia w kolejce do zabawy z tobą.
- Wiem, czuję obecność takich jak wy już od dziecka - przyznała z lekkim smutkiem Talia.
- Jak to? - zaciekawił się Jack.
- Moim takim prawdziwym tatą, nie jest ten szef wielkich korporacji, tylko Boogeyman. Zaatakował moją matkę i pozwolił żyć, bo obiecała urodzić mu dziecko. - wyznała i spostrzegła, że upiory wyglądają nad wyraz dziwnie. Chyba za bardzo pospieszyła się z tym wyznaniem.
- Masz z nim kontakt? - zapytał nerwowo Philips.
- Czasem stara się do mnie dobić przez szafy w muzeach czy antyki w antykwariacie, ale go ignoruję albo meble spryskuję wodą święconą.
- To dobrze - odparł z ulgą. - Wybacz mi, ale nie zależnie czy go kochasz jak ojca, czy darzysz choć odrobiną sympatii, musisz trzymać się od niego z dala. To upadły, sfrustrowany i ogarnięty gniewem bóg. Nie ważne czego by chciał od ciebie, źle się to skończy jeśli mu zau...
- Wiem to - przerwała mu trochę niegrzecznie. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Wiem, że nie dotrzymuje słowa. Miał oszczędzić moją mamę, a i tak przylazł i ją zabił. Kocham jedynie mojego ludzkiego tatę.
- W takim razie dobrze, że los cię do nad doprowadził. Witaj wśród przyjaciół, bowiem czeka cię długa droga, jako że jesteś pół demonem pół człowiekiem. - obwieścił na zakończenie.
  Debata zakończyła się sukcesem i krótką pogawędką wśród trójki młodszych. Starsi udali się w dół. Jack i Jeff podjęli się zadania wyprowadzenia nowej koleżanki na powierzchnię i bezpiecznego odstawienia jej do domu. Ściemniało się powoli, ale Talia nie chciała jeszcze wracać. Zabawa była przednia, czuła się jak wśród swoich.

/ / /// // /  /  / / // /  / / // /// /    // / ///    // / /     /  / //  /  //    // // /   /  /  /  / 

  Siemanko moi mili!
Kolejna część Debaty wreszcie jest! Ach, kocham tajemnice, one świetnie nakręcają fabułę. Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo podzielacie moją opinię, ponieważ staram się
stwarzać atmosferę, która zachęci do czekania na ciąg dalszy.
No ale to już chyba wszystko, bo nie wiem co tam jeszcze można... Właśnie! Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły co do bohaterów serii FanFiction to zapraszam do skałdania propozycji w komentarzach ;)
  Dobrze, to do następnej notki, kochani!